Nie jestem gościem, który jeździ wystawiać modele na konkursy, nigdy mnie to specjalnie nie kręciło. Jednak od czasu założenia Modellersów, wypada od czasu do czasu pokazać się tu i tam, zwłaszcza ze stoiskiem. Po covid’owej przerwie, w zeszłym roku znów ruszyły z parą różne wydarzenia. Tym razem zdecydowaliśmy się wytypować dość odległy event, ale o wyrobionej renomie: holenderski SMC.
Jak dotąd mam na koncie festiwal w Bielsku-Białej, dwie „Babaryby”, Bytom oraz osławione Moson. Muszę powiedzieć jednak, że SMC zrobiło na mnie gigantyczne, najlepsze wrażenie. To, jak ta impreza jest dopieszczona wizualnie, jest poza konkurencją. Nie oceniam sędziowania, gdyż zwyczajnie nie miałem czasu się temu przyjrzeć, gdyż mieliśmy stoisko handlowe. Jak mniemam, jest to raczej sędziowanie w stylu „podoba mi się lub nie”, bo samo sędziowanie trwało krótko. Zapewne więc medal z Moson ma większą wagę niż z SMC, w sensie prestiżu. Jeśli chodzi o doznania jako widz, to nawet Moson nie robi takiego wrażenia.
Po pierwsze, sam kompleks budynków, nawet wjazd do niego oświetloną efektownie dróżką, niczym czerwony dywan, zapraszają i obiecują elegancką wystawę. Piękne i nowoczesne sale, doskonała organizacja ruchu na parkingu, wszędzie ktoś, kto pokieruje Cię gdzie i co. Sama wystawa na sali z czarnymi ścianami i sufitem, czarnymi obrusami i szarym dywanem mocno już eksponuje postawione modele, które ułożone są na piętrach i nie trzeba nurkować w przód, aby coś obejrzeć. Mało tego, co kilkadziesiąt centymetrów ustawione są lampy, oświetlające modele równym, białym światłem. Tak to powinno wyglądać zawsze i wszędzie! Wchodząc na salę pierwsze i jedyne w zasadzie skrzypce grają modele i widać to wszędzie. Na Scale Model Challange większa część wystawy to figury, popiersia i całe dioramy w figurkowych klimatach, a modele pancerne to nieco mniejsza część wystawy. Za to mam wrażenie, że poziom prac był niezwykle wysoki, mało było prac słabych.







































Giełda to już w ogóle sama w sobie osobna impreza. Muszę w tym miejscu uderzyć się w pierś i zdecydowanie odrobić lekcje jak zrobić bajeranckie stoisko. Pięknie przygotowane sklepiki przyćmiły nas wyraźnie, choć na brak klientów nie mogliśmy narzekać — ale obiecujemy ugościć klientów na przyszłość lepiej. Wciąż jednak raczkujemy w sprawie wystaw na giełdach więc wszystko przed nami. Natomiast jeśli lubisz zakupy, SMC to coś dla Ciebie. Giełda była ogromna, dużo niszowych firm jak nasza, piękne ekspozycje.









Na sam koniec, jak wisienka na torcie warto wspomnieć samo miasto. Eindhoven jest mega uroczym, kameralnym miasteczkiem. Czysto i spokojnie, dzięki czemu spędziliśmy także fajne i relaksujące popołudnia w okolicznych knajpkach, a wieczorem również przy czymś, z czego słynie Holandia, a nam jeszcze daleko do nich w tych sprawach. Wspaniały weekend.